W drodze na Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy, na którym prawdopodobnie głosować będziemy nad zawieszeniem statusu Izraela jako obserwatora obrad.
To będzie bardzo ciekawa dyskusja i głosowanie, bo stosunek do Izraela, jego działań w Palestynie, a teraz też w Iranie, nie przebiega po innych ustalonych liniach podziału europejskich grup politycznych. Na przykład partia Marine Le Pen jest bardzo proizraelska i usprawiedliwia działania Izraela w Gazie, z drugiej strony inny członek tej samej grupy – polski Ruch Narodowy – wręcz przeciwnie.
Z mojej perspektywy jasnym jest, że działań Izraela w tej skali, z dziesiątkami tysięcy ofiar cywilnych w Gazie, usprawiedliwić się nie da. To się kwalifikuje jako zbrodnia wojenna. Co do Iranu – jeżeli prawdą jest (tego nie wiemy i się pewnie nie dowiemy), że rzeczywiście pracował nad stworzeniem broni jądrowej – to cóż, cieszę się, że nie spełni się scenariusz powstania drugiej Korei Północnej, tym razem na Bliskim Wschodzie.
Natomiast jedno jest dla mnie jasne – jakkolwiek wielu z nas wypadki, których jesteśmy świadkami, bulwersuje, to pamiętajmy, że to naprawdę „nie jest nasza wojna” i od jednego jak i drugiego konfliktu powinniśmy trzymać się jak najdalej.
PS Jako skromny adwokat, magister nauk prawnych piszący magisterkę z zakresu międzynarodowego prawa publicznego, muszę z przekonaniem stwierdzić, że nie widzę podstaw prawa międzynarodowego do ataku w takiej skali na Iran. Określone przez USA po II wojnie światowej Pax Americana już od dawna nie istnieje, a instytucjonalny fundament jego istnienia, czyli ONZ, nie ma dziś większego znaczenia. Ta sytuacja to kolejny już w ostatnich latach przejaw jego bezużyteczności. Liczy się dyplomacja siły. Wróciliśmy do poprzedniej ery porządku światowego. Odrabiajmy lekcję, trzymajmy się sojuszu z USA i zbrójmy się na potęgę.

